27 lutego
Dla P. Jezusa wszystko poświęciłem, aby duszę zbawić… o. EUGENIUSZ DUDZIŃSKI (rocznica śmierci)
Żył tylko 42 lata, z czego w zakonie lat 22; w piętnastym roku kapłaństwa odszedł do wieczności przekonany, że Pan Jezus przyjmie go do siebie… Urodzony w Przemyślu w r. 1849, tam także spędził ostatnie miesiące życia, piastując urząd gwardiana....
Z chrztu świętego Stanisław. W wieku lat dwudziestu wstąpił do GALICYJSKIEJ PROWINCJI REFORMATÓW. Nowicjat odbywał w Wieliczce, tam też 6 września 1870 roku złożył profesję czasową a cztery lata później wieczystą, zapewne w Jarosławiu. Po otrzymaniu święceń kapłańskich kontynuował studia teologiczne w Krakowie. Później był wikarym i kaznodzieją w Wieliczce i przez rok (1882-83) w Krakowie. W pierwszym z tych klasztorów był ponadto dyrektorem III zakonu, w drugim ojcem duchownym kleryków i spowiednikiem braci. W roku 1883 powierzono mu urząd gwardiana klasztoru zakliczyńskiego, zaniedbanego, odczuwającego wciąż skutki dewastacji poczynionej prawie 40 lat wcześniej w czasie tzw. rabacji galicyjskiej roku 1846, podczas której szczególnie dotkliwe szkody ponieśli również dawni dobrodzieje Zakonu, co skutkowało brakiem dopływu wystarczających środków na potrzeby konwentu… Młody przełożony uporał się z trudnościami i z finansową pomocą kilku reformackich klasztorów oraz rządu austriackiego przeprowadził generalny remont obiektu. Co więcej – radził, wspierał, pomagał, dzielił się doświadczeniem z siostrami bernardynkami z Kończysk, stawiającymi w tym czasie nowy budynek klasztorny. Wzbogacił też bibliotekę zakliczyńskiego konwentu…
Sam wiele pracował w konfesjonale i na ambonie, angażując się ze swoimi współbraćmi „z całym zapałem i werwą” w głoszenie misji i rekolekcji, szczególnie w roku 1886. O rekolekcjach w Starym Sączu napisał w liście do prowincjała: „udały nam się, Bogu dzięki, bardzo dobrze (…). Narodu przez 4 dni było tysiącami, którzy po całych dniach nie wychodzili z kościoła. Skutek (…) prawie cudowny, bo widziano najzatwardzialszych grzeszników spowiadających się z wielką skruchą (…) Tak dalece, żeśmy obok nauk ustawicznie siedzieli w konfesjonale codziennie do ósmej wieczór (…). Ludek starosądecki ocenił naszą pracę, gdyż przed wyjezdnem kładli się przed nami i po nogach całowali”. Ale też nie omieszkał dodać: „Po tej pracy, tak ciężkiej dla nas (…) ledwie na nogach się trzymam i obawiam się, by się nie nabawić jakiej choroby”. Obawy te, niestety, nie okazały się bezpodstawne. Już w następnym roku zaczął podupadać na zdrowiu, a po kolejnych czterech zmarł dnia 27 lutego 1891 r. w Przemyślu.